Witaj
Nazywam się Ulana Baszyńska i to ja jestem szefową i głową pełną pomysłów, konstruktorem i krawcową w Ovrie. Prowadzę moją małą pracownię na przedmieściach Wrocławia, a powstała ona dlatego, że szycie to moja pasja i hobby od wielu lat, które docelowo chciałabym przekuć w sposób na życie, ale to wszystko powoli, małymi kroczkami, ponieważ na co dzień „ciągnę” kilka innych etatów, czyli…
Prywatnie: jestem mamą 2-letniej Poli, żoną Piotra, pracownikiem dużej zagranicznej korporacji i po prostu fajną dziewczyną, która lubi dużo spacerować, czytać, czasem ugotować coś pysznego, podróżować i aktywnie spędzać czas z rodziną. Urodziłam się w Kazachstanie, ale mam korzenie polskie, dlatego miałam możliwość przyjechać na studia do Polski i tym sposobem mieszkam tu już 20 lat.
A skąd wziął się pomysł na Ovrie?
Myślę, że wszystko zaczęło się już bardzo dawno temu, w dzieciństwie, bo to swojej mamie zawdzięczam zaszczepienie we mnie miłości do tzw. robótek ręcznych. Druty, szydełko i haftowanie od zawsze były obecne w naszej rodzinie.
Mój dziadek sam sobie szył ubrania, moja mama ze znajomą babcią-krawcową wymyślała, przerabiała i szyła dla nas z siostrą przecudne stroje do szkoły na różne okazje. Lubiłyśmy też myszkować w zapasach tkanin prababci i babci i zawsze znajdowałyśmy jakieś przepiękne i niepowtarzalne materiały.
Wspólnie z moją starszą siostrą robiłyśmy na drutach szaliki, spódniczki, szyłyśmy ubranka dla lalek, haftowałyśmy na serwetkach, szydełkowałyśmy. Z czasem zobaczyłam, że dzięki wykonaniu czegoś samodzielnie, można mieć rzeczy wyjątkowe, jedyne w swoim rodzaju i niepowtarzalne.
A chyba nikomu nie muszę mówić, jakie to jest ważne, szczególnie dla młodej dziewczyny, mieć lub nosić coś, czego nikt inny nie ma.
Dlatego już na studiach zaczęłam próbować swoich sił – wybrałam szycie i od razu porwałam się na szycie ubrań. Dostałam w prezencie wtedy swoją pierwszą maszynę – Łucznik z 1973 roku – i zaczęłam działać. Najpierw piżama, potem bluzka, mnóstwo sukienek i tunik.
Niektóre z nich mam w swojej szafie i noszę do dziś. Potem powstał blog o szyciu, gdzie pokazywałam swój dorobek szyciowy, podglądałam koleżanki „po fachu” i marzyłam o tym, żeby moje uszytki kiedyś znalazły nowych właścicieli.
Parę lat temu pomyślałam -
a czemu nie spróbować?
Wymyśliłam nazwę, zamówiłam metki i pokazałam pierwsze woreczki i torby. Na początek wybrałam akcesoria, bo lubię rzeczy użytkowe, które mają jakąś funkcję, ułatwiają organizację i życie. Poszłam w kierunku produktów wielorazowych i zero waste. Szyję to, czego sama używam na co dzień, co uważam za potrzebne i czego mi brakowało kiedyś.
Nie są to produkty „modne” teraz, tylko takie które posłużą kilka lat, z dobrej jakości tkanin, uszyte starannie i z sercem. Wszystko co znajdziecie w mojej ofercie, testuję i wykorzystuję sama w codziennym życiu.
Ovrie to moje małe-duże marzenie, któremu poświęcam tyle czasu, ile się uda. Uwielbiam tworzyć coś od zera, a w przypadku moich produktów wykorzystuję tylko i wyłącznie tkaniny naturalne oraz dodatki z “dobrym składem”. Kocham len i bawełnę, uwielbiam pracować z tymi tkaninami, to jak się układają, jaką trwałością i jakością się odznaczają i po prostu pięknie wyglądają. Wszystkie tkaniny i dodatki kupuję w polskich sklepach od polskich producentów, bo wiem jak ważne jest wspieranie lokalnych przedsiębiorców.
Obecnie spełniam swoje kolejne małe marzenie – urządzam swoją pracownię. Doceniam to, że w nowo wybudowanym domu mogłam sobie zaprojektować swoje pomieszczenie, które będzie moim wymarzonym miejscem. A więc mam te swoje 22 metry kwadratowe i uwielbiam się tu “zaszyć” wieczorem, planować, tworzyć i po prostu odpoczywać.
Zapraszam Cię serdecznie do mojego małego świata handmade! Rozgość się w sklepie, a jeśli masz jakieś pytania – śmiało pisz, jestem tu dla Ciebie!
Miłego!
